poniedziałek, 20 czerwca 2016

Czas leczy rany....

To prawda  , że czas leczy rany..... W moim życiu tych ran jest zbyt wiele , ale  leczę  je  , przynajmniej się staram... Blizny są głębokie i pewnie zostaną, ale  nie poddam się ....
Jedna z tych najbardziej dotkliwych była śmierć mojej córci.... jedynego dziecka.
Minęło prawie 10 miesięcy...
Po drodze było wiele innych  ran.... tyle , ze na wszystko patrzę z innej perspektywy.
Ale to nie blog o tym....
Wracam powoli do robótek. Trochę jestem spokojniejsza  ale główny powód jest taki , że złamałam rękę , prawą , w nadgarstku , z przemieszczeniem ,.. z odpryskami.. paskudnie....
Jednym ze sposobów rehabilitacji jest robienie na drutach.....
Tak wiec  trochę  zaczynam...  Na razie jednak trochę  drobnych zaległości...
Kiedyś wspominałam , że córka zabiera  do szpitala  Stefana.  To pluszowy mis od jej chłopaka.  Stefan służył czasami  za podusię czy podpórkę bolących rąk  Nie mogłam patrzeć na takiego golaska.
Stefan dostał jakiś szybki sweterek.


To zdjęcia ze szpitala , pilnował pompy insulinowej.....
Miała też innego, większego  misia ale podarowałam go moim siostrzenicom.
Mieszkanie sprzedałam , a Stefan zamieszkał ze mną.  Jest moim powiernikiem , jest  dla mnie  chyba najcenniejsza pamiątką.
Na początek dostał spodnie.  Takie zrobione właściwie na szybko , jako prototyp.  Z wełenki jaka była pod ręką.
Dostał też koszulkę , z żyrafką , chociaż jej nie widać .  Trudno mu coś  kupić bo jest mały .
Niemowlęce ubranka to trudno dostępny rozmiar 42 - czasami pasuje  50  gdzie coś zmniejszam :) .
Z kompleciku  za jakieś 2 zł. -czapeczka plus rękawiczki - zrobiona jest czapka. Rękawiczki  posłużyły za uszka do czapeczki.  Trampki to tez groszowy  zakup w Pepco .
Głównym odbiorcą moich prac jest teraz Stefan :)  Będzie go tu teraz dużo :)